Читаем Mistrz i Małgorzata полностью

Warionucha przebiegł obok strzelnicy i znalazł się w gęstych krzakach bzu, wśród których stał niebieskawy domek – letni szalet. Monter okazał się człowiekiem słownym, lampa pod daszkiem w męskiej ubikacji była już osłonięta metalową siatką, ale zmartwił bardzo administratora fakt, że nawet w przedburzowym słabym świetle można było zauważyć, iż na ścianach już się pojawiły wykonane węglem i ołówkiem napisy.

– Co to za... – zaczął administrator i nagle usłyszał za sobą głos, który wymruczał:

– To pan, Iwanie Sawieliewiczu?

Warionucha drgnął, odwrócił się i zobaczył przed sobą niedużego grubasa, jak mu się wydało, z kocią fizjonomią.

– Powiedzmy, że ja – odpowiedział nieprzyjaźnie.

– Miło mi, naprawdę bardzo mi miło – piskliwym głosem powiedział kotopodobny grubas i nagle zamachnął się i zasunął go w ucho tak, że czapka spadła administratorowi z głowy i na wieki zniknęła w otworze klozetu.

Od uderzenia grubasa cały szalet rozjarzył się na sekundę migotliwym światłem, a w niebie rozległ się grzmot. Potem błysnęło jeszcze raz i przed administratorem pojawił się jeszcze jeden – malutki, ale z barami atlety, rudy jak ogień, na jednym oku bielmo, w ustach kieł... Ten drugi, będąc najwidoczniej mańkutem, przygrzał administratorowi w drugie ucho. W odpowiedzi znów zagrzmiało w niebie i na drewniany dach szaletu runęła ulewa.

– Co wy robicie, towarzy... – wyszeptał oszalały administrator i z miejsca zdał sobie sprawę, że słowo “towarzysze” ani rusz nie pasuje do bandytów, którzy napadają na człowieka w szalecie stanowiącym własność społeczną, zachrypiał więc: – obywate... – połapał się, że i na ten tytuł również nie zasługują i, tym razem nie wiadomo od którego otrzymał trzeci straszny cios, krew z nosa chlusnęła mu na koszulę.

– Co masz w teczce, gnido? – przenikliwym głosem wrzasnął podobny do kota. – Depesze? A uprzedzano cię przez telefon, żebyś ich nigdzie nie nosił? Uprzedzano czy nie, pytam ciebie?

– Uprzedza... dzano... dzano... – łapiąc oddech odpowiedział administrator.

– A ty musiałeś polecieć? Dawaj teczkę, pasożycie! – krzyknął drugi bandyta tym samym nosowym głosem, który administrator słyszał już w telefonie, i wyrwał teczkę z trzęsących się rąk Warionuchy.

Obaj ujęli administratora pod ramiona, wywlekli go z ogródka i pomknęli wraz z nim po Sadowej. Burza szalała na całego, woda z szumem i wyciem zapadała się pod ziemię, w studzienki kanalizacyjne, wszędzie piętrzyły się pieniste fale, z dachów chlustały strumienie, z bram i z rynien płynęły rwące potoki. Wszystko, co żyło, zniknęło z Sadowej i Iwanowi Sawieliewiczowi nikt nie mógł przyjść z pomocą. Skacząc w mętnych rzeczkach oświetlani błyskawicami bandyci w mgnieniu oka dowlekli na wpół żywego administratora do domu numer 302–A, wskoczyli z nim do bramy, w której trzymając w rękach pantofle i pończochy tuliły się do ściany dwie bosonogie kobiety. Następnie wpadli na szóstą klatkę i bliski obłędu Warionucha został wniesiony na czwarte piętro i rzucony na podłogę w dobrze znanym mu półmroku przedpokoju w mieszkaniu Stiopy Lichodiejewa.

Wówczas obaj rozbójnicy zniknęli, a na ich miejsce zjawiła się w przedpokoju zupełnie naga dziewczyna – ruda, z oczyma płonącymi fosforycznym blaskiem.

Warionucha zrozumiał, że to jest właśnie to najstraszniejsze ze wszystkiego, co go spotkało, i z jękiem przywarł do ściany. A dziewczyna podeszła bardzo blisko do administratora i położyła mu dłonie na ramionach. Włosy na głowie Warionuchy uniosły się i stanęły dęba, ponieważ nawet przez zimną, zupełnie przemokniętą tkaninę koszuli poczuł, że dłonie te są jeszcze zimniejsze, że są one zimne jak lód.

– Pozwól, że cię ucałuję – czule powiedziała dziewczyna i błyszczące jej oczy znalazły się tuż przy oczach administratora. Wtedy Warionucha zemdlał i pocałunku już nie czuł.


11. Rozdwojenie Iwana


Las na przeciwległym brzegu rzeki, jeszcze przed godziną rozświetlony majowym słońcem, zmroczniał, zmętniał i rozpłynął się.

Za oknem wisiała gęsta zasłona wody. Na niebie co chwila pojawiały się gorejące nici, niebo pękało i migotliwe przerażające światło zalewało pokój chorego.

Iwan siedział na łóżku i patrząc na mętną kipiącą rzekę cicho płakał. Przy każdym uderzeniu pioruna wydawał żałosny okrzyk i zasłaniał rękami twarz. Na podłodze poniewierały się zapisane kartki papieru – zdmuchnął je wiatr, który tuż przed burzą wdarł się do pokoju.

Podejmowane przez poetę próby napisania meldunku o straszliwym konsultancie do niczego nie doprowadziły. Otrzymawszy od grubej pielęgniarki Praskowii Fiodorowny ogryzek ołówka i papier poeta wesoło zatarł dłonie i spiesznie zasiadł przy stoliku. Początek wyszedł mu nawet zupełnie nieźle.

“Do milicji. Doniesienie członka Massolitu Iwana Bezdomnego. Wczoraj wieczorem przyszedłem z nieboszczykiem M. Berliozem na Patriarsze Prudy...”

Перейти на страницу:

Похожие книги

Незримая жизнь Адди Ларю
Незримая жизнь Адди Ларю

Франция, 1714 год. Чтобы избежать брака без любви, юная Аделин заключает сделку с темным богом. Тот дарует ей свободу и бессмертие, но подарок его с подвохом: отныне девушка проклята быть всеми забытой. Собственные родители не узнают ее. Любой, с кем она познакомится, не вспомнит о ней, стоит Адди пропасть из вида на пару минут.Триста лет спустя, в наши дни, Адди все еще жива. Она видела, как сменяются эпохи. Ее образ вдохновлял музыкантов и художников, пускай позже те и не могли ответить, что за таинственная незнакомка послужила им музой. Аделин смирилась: таков единственный способ оставить в мире хоть какую-то память о ней. Но однажды в книжном магазине она встречает юношу, который произносит три заветных слова: «Я тебя помню»…Свежо и насыщенно, как бокал брюта в жаркий день. С этой книгой Виктория Шваб вышла на новый уровень. Если вы когда-нибудь задумывались о том, что вечная жизнь может быть худшим проклятием, история Адди Ларю – для вас.

Виктория Шваб

Фантастика / Магический реализм / Фэнтези