Читаем Śmierć w Breslau полностью

Pukanie do drzwi. Pu-ka-nie. Goniec przyniósł naręcze butelek i dwie paczki mocnych papierosów „Bergmann Privat”. Papieros osłabił go na krótki moment. Wypił duszkiem lemoniadę, zamknął oczy i znów myśli-obrazy stały się myślami-zdaniami. (Lea Friedldnder wie, kto podsunął Mockowi jej ojca i zrobił z niego kozła ofiarnego. Mógł to być ktoś z gestapo. Jeżeli będzie się bała powiedzieć mi, zmuszę ją do tego. Nie dam jej morfiny, sterroryzuję strzykawką, zrobi wszystko, co jej każę!). Odrzucił erotyczną wizję „zrobi wszystko, co jej każę” i wstał od biurka (Bądź aktywny!). Chodził po pokoju i głośno zdradzał się ze swoimi wątpliwościami:

– Gdzie ją zmusisz do mówienia? W celi. Jakiej celi? Tu, w Prezydium Policji. Od czego masz Smolorza? Świetnie – zamknij taką laleczkę w celi, a za godzinę wszyscy klawisze i policjanci o tym się dowiedzą. A już na pewno gestapo.

W momencie największego zniechęcenia Anwaldt zawsze szybko przerzucał myśli na zupełnie inny obiekt. Tak i teraz: zajął się studiowaniem teczki barona. Znalazł tam kilka zdjęć z orgii w jakimś ogrodzie i listę nieznanych mu nazwisk – uczestników tych zabaw. Żadne nie zdradzało tureckiego pochodzenia. O samym gospodarzu tych przyjęć było bardzo mało danych. Zwykły życiorys wykształconego pruskiego arystokraty oraz kilka służbowych notatek ze spotkań barona z Hauptsturmfuhrerem SA Walterem Piontkiem.

Zapiął koszulę i zacisnął krawat. Zszedł powoli do archiwum, odbierając po drodze wrocławską legitymację policyjną. (Bądź aktywny!). W podziemiach Prezydium Policji spotkało go srogie rozczarowanie. Na rozkaz pełniącego obowiązki prezydenta policji doktora Engla, akta Piontka przeniesiono do archiwum gestapo. Ledwo doszedł do swojego gabinetu: rwała opuchnięta pięta, paliły rany i zadrapania. Usiadł za biurkiem i ochrypłym głosem zadał pytanie Mockowi opalającemu się na sopockiej plaży:

– Kiedy wrócisz, Eberhardzie? Gdybyś tutaj był, wydobyłbyś z gestapo akta Piontka i von Köpperlingka… znalazłbyś kryjówkę, w której poddalibyśmy Leę antymorfinowej kuracji… Na pewno odszukałbyś w swojej pamięci jakieś imadło na tego stukniętego barona… Kiedy w końcu wrócisz?

Tęsknota za Mockiem była tęsknotą za pieniędzmi barona, za tropikalnymi wyspami, za niewolnicami o jedwabnej skórze… (Ładną wieżę zbudowałeś, Herbercie, z tych klocków. Bądź aktywny, zmuś sam Leę do mówienia, nie potrafisz tego? Ładną wieżę zbudowałeś, Herbercie).

VI

WROCŁAW, WTOREK 10 LIPCA 1934 ROKU.


GODZINA SIÓDMA WIECZOREM


Na głównej ulicy, do której dochodziła Hansastrasse, Anwaldt znalazł małą restaurację. Z zawodowego przyzwyczajenia zanotował nazwisko właściciela i adres: Paul Seidel, Tiergartenstrasse 33. Zjadł tam trzy gorące kiełbaski unurzane w pulpie rozgotowanego grochu i wypił dwie butelki wody mineralnej Deinerta.

Dziesięć minut później, nieco ociężały, stał pod studiem fotograficznym „Fatamorgana”. Przez dość długą chwilę uparcie i mocno walił w zamknięte drzwi. (Pewnie znów się naszprycowała morfiną. Ale to już ostatni raz).

Stary dozorca wyczłapał z bramy na trotuar.

– Nie widziałem, żeby panna Susanne gdzieś wychodziła, jej służąca poszła przed godziną… – mruczał, oglądając legitymację Anwaldta.

Policjant zdjął marynarkę i z rezygnacją poddał się strugom potu: nie próbował wycierać ich chusteczką. Przysiadł na kamiennej ławeczce na podwórzu obok drzemiącego emeryta w dziurkowanym kapeluszu. Spostrzegł, że jeden lufcik w mieszkaniu Lei jest niedomknięty.

Z trudem wspiął się na parapet – rwała napuchnięta pięta, ciążył pełny żołądek. Włożył do środka rękę i przekręcił mosiężną klamkę. Przez chwilę mocował się z plączącą się firanką i bujnymi paprotkami stojącymi na parapecie. W tym mieszkaniu czuł się jak u siebie. Zdjął marynarkę, kamizelkę i krawat. Powiesił to wszystko na oparciu krzesła i udał się na poszukiwanie Lei.

Skierował się do atelier, gdzie – jak sądził – leżała zamroczona. Zanim tam jednak dotarł, skręcił do łazienki: groch i kiełbasa wysyłały potężny fizjologiczny sygnał.

W łazience była Lea Friedlander. Jej nogi wisiały nad muszlą klozetową. Uda i łydki oblepione były fekaliami. Była zupełnie naga. Gruby kabel owinięty wokół jej szyi przymocowany był do rury odpływowej pod samym sufitem. Zwłoki dotykały plecami ściany. Karminowe uszminkowane usta odsłaniały dziąsła i zęby, pomiędzy którymi tkwił siny, opuchnięty język.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Фронтовик стреляет наповал
Фронтовик стреляет наповал

НОВЫЙ убойный боевик от автора бестселлера «Фронтовик. Без пощады!».Новые расследования операфронтовика по прозвищу Стрелок.Вернувшись домой после Победы, бывший войсковой разведчик объявляет войну бандитам и убийцам.Он всегда стреляет на поражение.Он «мочит» урок без угрызений совести.Он сражается против уголовников, как против гитлеровцев на фронте, – без пощады, без срока давности, без дурацкого «милосердия».Это наш «самый гуманный суд» дает за ограбление всего 3 года, за изнасилование – 5 лет, за убийство – от 3 до 10. А у ФРОНТОВИКА один закон: «Собакам – собачья смерть!»Его крупнокалиберный лендлизовский «Кольт» не знает промаха!Его надежный «Наган» не дает осечек!Его наградной ТТ бьет наповал!

Юрий Григорьевич Корчевский

Детективы / Исторический детектив / Крутой детектив