Geary ruszył w dół rampy, czując wielki żal wobec tych ludzi. To była ogromna obraza dla jego honoru. Szedł w kierunku czekającego na niego człowieka, który wyglądał znajomo. Nigdy wcześniej nie spotkał osobiście admirała Timbale’a, ale miał z nim parę razy kontakt przez holo. Dość zdawkowy zresztą. Nigdy nie udało mu się porozmawiać dłużej z tym człowiekiem.
Stanął przed Timbale’em i zasalutował, na co admirał zareagował sporym zdziwieniem. Chwilę trwało, zanim w jego oczach pojawił się blady błysk zrozumienia i salut został pospiesznie, choć niezdarnie odwzajemniony.
– Ka-kapitanie Geary. Wi-witam na stacji Ambaru.
– Dziękuję, sir. – Pozbawiona emocji odpowiedź Geary’ego odbiła się echem od ścian pogrążonego w kompletnej ciszy doku.
Rione stanęła obok niego.
– Sugerowałabym, admirale, aby odwołał pan wartę honorową, skoro mamy już za sobą formalne powitanie kapitana Geary’ego.
Timbale spojrzał na nią, potem na krąg komandosów. Po jego policzku spłynęła kropelka potu.
– Ja…
– Może pan przewodniczący Navarro zmieni pańskie rozkazy, jeśli się pan z nim teraz skontaktuje – zasugerowała Wiktoria.
– Tak, tak. – Admirał cofnął się z wyrazem nieskrywanej ulgi na twarzy, wyszeptał coś do komunikatora, poczekał, potem znów coś dodał. Z wymuszonym uśmiechem skinął głową w stronę Rione i odwrócił się do żołnierzy rozstawionych wzdłuż grodzi.
– Pułkowniku, proszę zabrać swoich ludzi do koszar. – Oficer dowodzący oddziałami wystąpił z szeregu, otwierając usta, jakby chciał zaprotestować. – Wykonajcie rozkaz, pułkowniku! – Timbale zdołał go ubiec.
Gdy żołnierze otrzymali nowe rozkazy, wykonali przepisowy zwrot i ruszyli w stronę wyjścia. Kilku z nich odwróciło głowy, zerkając ciekawie w stronę Geary’ego. On natomiast zastanawiał się, co by było, gdyby sam zwrócił się do tych ludzi. Czy wykonaliby rozkaz padający z ust Black Jacka? Na tę myśl znów poczuł narastający niepokój. Zrozumiał bowiem jasno, do czego może dojść, jeśli nie zdoła przeprowadzić tych rozmów właściwie.
Kiedy ostatni żołnierze opuścili dok, spojrzał na dowodzącego komandosami majora. I co teraz? Czy powinien zabrać ze sobą całą eskortę? A może tylko część oddziału? Przecież nie może mieć pewności, że ci żołnierze znowu nie spróbują go aresztować natychmiast po opuszczeniu doków. Zwykła ostrożność nakazywała zabranie ze sobą przynajmniej kilku komandosów.
Ale to by oznaczało, że stanie przed obliczem rady, mając za plecami oddział uzbrojonych po zęby i opancerzonych ludzi. Każdy, kto będzie tego świadkiem, może dojść do dwóch tylko wniosków: albo Geary przeprowadza właśnie pucz, albo okazuje daleko idący brak zaufania wobec politycznych przywódców Sojuszu. Każda z tych ewentualności oznaczała definitywny krach jego planów i mogła stać się zarzewiem zamachu stanu, którego tak się obawiał.
Jeśli jednak zostanie aresztowany, jego flota zareaguje nawet wbrew jego woli.
Rione obserwowała go bacznie, lecz nie wyglądała na zdenerwowaną. Na pewno nie powie mu teraz, jak powinien postąpić, nie zrobi tego za nic przy tylu świadkach, ale jej postawa stanowiła dość czytelną podpowiedz. Pewność siebie. Spokój.
Geary zaczerpnął tchu i skinął głową w stronę dowódcy komandosów.
– Zostańcie tutaj. I zachowajcie cierpliwość. Nie wiem, jak długo może potrwać to spotkanie.
– Możemy wysłać z panem drużynę… – Major wskazał stojących najbliżej żołnierzy.
– Nie. – Geary spojrzał na nich, starając się grać rolę człowieka, który nie ma nic na sumieniu i nie obawia się w związku z tym reakcji przełożonych. – Znajdujemy się na własnym terytorium, majorze. To nasi przyjaciele. Obywatele Sojuszu nie powinni się lękać własnego rządu ani siebie nawzajem. – Nie wiedział, kto ich teraz podsłuchuje, ale kimkolwiek byli ci ludzie, musieli jasno zrozumieć, co ma im do przekazania.
Major zasalutował.
– Tak jest!
Timbale nie spuszczał wzroku z Geary’ego. W jego oczach zdziwienie mieszało się z niepokojem.
– Czy raczy mnie pan poinformować, kapitanie, z jakimi intencjami pan tutaj przybywa? – zapytał, nie podnosząc głosu.
– Otrzymałem rozkaz stawienia się przed przedstawicielami Wielkiej Rady. Zamierzam go wykonać. – Ciekawe, czy admirał pojmie we właściwy sposób znaczenie tego ostatniego zdania.
– Nie możemy pozwolić, admirale, aby Wielka Rada czekała na nas – dodała Rione, wskazując ręką w kierunku wnętrza stacji.
Timbale przeniósł wzrok z niej na Geary’ego. Wyglądało na to, że nie potrafi podjąć decyzji.
– Jedną chwileczkę – poprosił i znów oddalił się na bok. Przemówił pospiesznie do komunikatora, poczekał chwilę i dodał coś gniewnym tonem. W końcu usatysfakcjonowany odwrócił się do Geary’ego. – Nie powinien pan napotkać żadnych przeszkód w drodze na spotkanie z radą, kapitanie. Proszę za mną.