Читаем Śmierć w Breslau полностью

Tego wieczoru Mock nie grał w szachy ze swoimi dziewczętami z tej prostej przyczyny, że szachy były ich działalnością uboczną, a podstawową wykonywały teraz w zacisznych buduarach z innymi, umówionymi wcześniej klientami. Mock nie zagrał zatem w królewską grę, co nie znaczy, że nie zaspokoił innych, pozaszachowych potrzeb. O północy pożegnał się z tęgą brunetką i poszedł do buduaru, który zwykle zajmował w piątkowe wieczory. Zastukał kilkakrotnie, lecz nikt nie odpowiedział. Uchylił zatem drzwi i rozejrzał się po pokoju. Anwaldt, zupełnie nagi, leżał na tapczanie wśród mauretańskich poduszek, gimnazjalistki tymczasem powoli się ubierały. Mock jednym gestem przyśpieszył ich ruchy. Zakłopotany Anwaldt również naciągnął na siebie koszulę i spodnie. Kiedy chichoczące dziewczęta zniknęły za drzwiami, Mock postawił na stole butelkę wina reńskiego i kieliszki. Odczuwający jeszcze skutki kaca Anwaldt, pośpiesznie wychylił dwa kieliszki, jeden po drugim.

– Jak się czujesz? Najstarsza i najlepsza terapia na depresję poskutkowała?

– Ten środek przeciwbólowy działa bardzo krótko.

– Czy wiesz, że szczepionka przeciwko jakiejś chorobie, to nic innego, jak wirus wywołujący tę chorobę? – Mockowi wyraźnie podobała się ta medyczna metafora. – A zatem zainfekuję cię ostatecznie: von Hardenburg potwierdził nasze podejrzenia – Erkin jest jezydą, który przybył do Wrocławia ze zbrodniczą misją. Połowicznie wypełnił ją par excellence.

Anwaldt zerwał się z krzesła, zawadzając kolanami o szachowy stolik. Kieliszki zatańczyły na swych cienkich nóżkach.

– Panie Mock, pan bawi się tutaj w retoryczne igraszki, ale to, co nade mną zawisło, nie jest zabawą. Gdzieś niedaleko mnie, może nawet w tym burdelu, czai się fanatyk, który chce nafaszerować mnie skorpionami! Niech pan spojrzy, jak ta tapeta ładnie się nadaje do wypisania moją krwią perskich wersetów! Pan mi zaleca burdelową terapię… Ale jaka terapia może pomóc człowiekowi, dla którego posiadanie ojca – największe marzenie – stało się w jednej chwili największym przekleństwem.

Słowa się załamały, pomieszała składnia – Anwaldt rozpłakał się jak dziecko. Jego sponiewierana i pożądlona twarz krzywiła się w szarpiącym szlochu. Mock otworzył drzwi na korytarz i rozejrzał się dookoła. Pijany klient awanturował się między stolikami na dole. Zamknął drzwi i podszedł do okna, aby je szerzej otworzyć. Ogród buchał ciepłym zapachem lip. Jakaś bachantka jęczała za ścianą.

– Nie przesadzaj, Anwaldt – ugryzł się w język (chciał powiedzieć: „nie maż się, jesteś przecież mężczyzną”). Był zirytowany, co wyraziło się głośnym sapnięciem. – Nie przesadzaj; wystarczy, że będziesz się dobrze pilnował, dopóki nie złapiemy Erkina. I wtedy klątwa się nie spełni.

Młody człowiek siedział z suchymi już oczami. Unikał wzroku Mocka, nerwowo wyłamywał palce ze stawów, pocierał małe zacięcie na brodzie, strzygł oczami na boki.

– Nie przejmuj się, Herbercie – Mock doskonale rozumiał jego stan. – Kto wie, czy nasze neurozy nie są spowodowane wstrzymywaniem łez. Przecież herosi Homera też płakali. I to rzewnymi łzami!

– A pan… czy pan czasami płacze? – Anwaldt spojrzał z nadzieją na Mocka.

– Nie – skłamał.

Anwaldta ogarnęło wzburzenie. Wstał i wykrzykiwał: – No tak… bo dlaczego niby miałby pan płakać? Nie wychował się pan w sierocińcu… Nikt nie kazał panu jeść własnych odchodów, kiedy nie mógł pan przełknąć szpinaku! Nie miał pan matki kurwy a ojca przeklętego pruskiego arystokraty, który wszystko co zrobił dla swojego dziecka, to umieścił go w katolickim sierocińcu i w gimnazjum klasycznym! Nie budzi się pan z radością, że przeżył pan jeszcze jeden dzień, bo oto nikt wczoraj jakoś nie rozerwał panu bębna i nie nawrzucał robactwa w bebechy! Człowieku, oni czekali siedem wieków, aż będzie chłopak i dziewczyna… Mieliby teraz przepuścić taką okazję? Ich opętany szaman doznaje w tej chwili objawienia… Bóstwo się zbliża…

Mock nie słuchał. Gorączkowo przeszukiwał zwoje pamięci, jak ktoś, kto na sztywnym, oficjalnym przyjęciu nie może znieść ciszy przy stole i stara się odszukać w myślach jakiś dowcip, dykteryjkę, kalambur… Anwaldt krzyczał. Ktoś pukał do drzwi. Anwaldt się darł. Pukanie się wzmogło. Udawany jęk rozlegał się za ścianą i przez otwarte okno rozchodził się po ogrodzie. Anwaldt wpadł w histerię. Ktoś walił w drzwi.

Mock wstał i zamachnął się. Mała dłoń odbiła się na policzku krzyczącego asystenta. Cisza. Nikt nie walił do drzwi, menada obok zbierała z podłogi rozrzucone rzeczy, Anwaldt zastygł, Mock znalazł w mroku zagubioną myśl. Słyszał w głowie swój głos: „Nie przesadzaj; wystarczy, że będziesz się dobrze pilnował, dopóki nie złapiemy Erkina. I wtedy klątwa się nie spełni… klątwa się nie spełni… klątwa się nie spełni…”.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Фронтовик стреляет наповал
Фронтовик стреляет наповал

НОВЫЙ убойный боевик от автора бестселлера «Фронтовик. Без пощады!».Новые расследования операфронтовика по прозвищу Стрелок.Вернувшись домой после Победы, бывший войсковой разведчик объявляет войну бандитам и убийцам.Он всегда стреляет на поражение.Он «мочит» урок без угрызений совести.Он сражается против уголовников, как против гитлеровцев на фронте, – без пощады, без срока давности, без дурацкого «милосердия».Это наш «самый гуманный суд» дает за ограбление всего 3 года, за изнасилование – 5 лет, за убийство – от 3 до 10. А у ФРОНТОВИКА один закон: «Собакам – собачья смерть!»Его крупнокалиберный лендлизовский «Кольт» не знает промаха!Его надежный «Наган» не дает осечек!Его наградной ТТ бьет наповал!

Юрий Григорьевич Корчевский

Детективы / Исторический детектив / Крутой детектив