Читаем Śmierć w Breslau полностью

Stał bardzo blisko Anwaldta i patrzył mu w oczy: – Posłuchaj, Herbercie, doktor Hartner napisał, że zemsta jest nieważna, jeśli nie zostanie dokonana dokładnie w takich samych okolicznościach, jak zbrodnia, która ma być pomszczona. Zobacz, jezydzi czekali przez wieki na to, aby w rodzinie von der Maltenów urodzili się syn i córka… Ale przecież już było kiedyś różnopłciowe rodzeństwo w tej rodzinie. Ciotka Oliviera von der Maltena i jego ojciec Ruppert. Dlaczego jezydzi wtedy ich nie pozabijali, nie zgwałcili i nie zaszyli skorpionów we wnętrznościach? Hartner podejrzewa, że zemsty nie można było dokonać w zamkniętym klasztorze. – Mock zamknął oczy i poczuł do siebie wstręt. – Nie sądzę. Wiesz, dlaczego? Dlatego, że nie żył już ich ojciec. Te bliźnięta urodziły się po śmierci swojego ojca, który zginął pod Sadową. Wiem o tym doskonale. Opowiadał mi o swoim dziadku-bohaterze mój kolega z uniwersyteckiej ławy Olivier von der Malten. Klątwa zatem się nie spełniła… Gdyby zatem zginął von der Malten…

Anwaldt podszedł do stołu, chwycił butelkę wina i przechylił. Mock patrzył, jak wino leje mu się po brodzie i barwi koszulę. Wypił do dna. Schował twarz w rozłożone dłonie i wysyczał:

– Dobrze, zrobię to. Zabiję barona.

Mock dławił się wstrętem do samego siebie.

– Nie możesz tego zrobić. Przecież to twój ojciec.

Oczy Anwaldta zabłysły spośród palców:

– Nie. To pan jest moim ojcem.


WROCŁAW, CZWARTEK 19 LIPCA.


GODZINA CZWARTA NAD RANEM


Czarny adler zatrzymał się przed pałacem von der Maltenów. Wysiadł z niego mężczyzna i chwiejnym krokiem ruszył w stronę bramy. Nocną ciszę rozdarł gwałtowny dzwonek. Adler ruszył z piskiem opon. Kierujący nim mężczyzna spojrzał w lusterko i kontemplował przez chwilę swoje odbicie.

– Jesteś ostatnim skurwysynem – powiedział do zmęczonych oczu. – Pchnąłeś tego chłopaka do zbrodni. On stał się narzędziem w twoich rękach. Narzędziem, za pomocą którego usunąłeś ostatniego świadka twojej masońskiej przeszłości.

Baron Olivier von der Malten stał na progu ogromnego hallu. Wyglądał, jakby w ogóle się nie kładł. Otulał się wiśniowym szlafrokiem i patrzył surowo na chwiejącego się Anwaldta.

– Co pan sobie wyobraża, młody człowieku? Że to jest komisariat, noclegownia pijaków?

Anwaldt uśmiechnął się i – aby ukryć nieco bełkotliwą mowę – powiedział jak najciszej:

– Mam dla pana barona nowe, ważne informacje…

Gospodarz wszedł do hallu i dał Anwaldtowi znak, aby uczynił to samo, po czym odprawił zaspanego służącego. Przestronne, obite boazerią pomieszczenie obwieszone było portretami von der Maltenów.

Anwaldt, nie dostrzegał w nich surowości i powagi, raczej przebiegłość i pychę. Rozejrzał się – na próżno – za krzesłem. Baron jakby tego nie dostrzegł.

– Co pan mi chce powiedzieć nowego o tej sprawie? Jadłem dziś obiad z radcą Mockiem, jestem więc raczej na bieżąco. Co mogło się wydarzyć wieczorem?

Anwaldt zapalił papierosa i z braku popielniczki strzepnął popiół na wypolerowaną posadzkę.

– A zatem radca Mock mówił panu baronowi o zemście jezydów. Czy wspomniał, że ta zemsta nie została do końca spełniona?

– Tak. „Pomyłka obłąkanego szamana” – zacytował Hartnera. – Młody człowieku, czy przychodzi pan do mnie pijany o trzeciej w nocy, aby mnie wypytywać o moje rozmowy z Mockiem?

Anwaldt przyjrzał się uważnie baronowi i dostrzegł sporo niedociągnięć w jego garderobie: guzik koszuli, tasiemki ineksprymabli wymykające się spod szlafroka. Parsknął śmiechem i trwał przez chwilę w dziwnej pochylonej pozycji. Wyobraził sobie: starszy pan siedzi na muszli klozetowej i wydusza z siebie ciężkie westchnienia, a tu pijany synalek burzy święty spokój nobliwej rezydencji. Śmiech wykrzywiał mu jeszcze wargi, kiedy wyrzucał z siebie napęczniałe gniewem słowa:

– Drogi tatusiu, obaj wiemy, że objawienia derwisza są zaskakująco zgodne z familijnymi realiami. Oczywiście z tymi nieoficjalnymi. W końcu bóg jezydów zniecierpliwił się i uwzględnił bękarty. Z drugiej strony, jak to się stało, że w tej rycerskiej rodzinie żaden wojownik nie zapłodnił branki, żaden ziemianin nie dopadł w stogu siana dorodnej chłopki? Wszyscy byli wstrzemięźliwi i wierni przysiędze małżeńskiej. Nawet mój drogi tatuś. W końcu spłodził mnie przed swoim ślubem.

– Nie żartowałbym w twojej sytuacji, Herbercie – ton barona był niezmiennie wyniosły, natomiast twarz się skurczyła. W jednej chwili z dumnego junkra zmienił się w nieco wystraszonego starca. Starannie zaczesane włosy zsunęły się na boki, wargi zapadły się ujawniając brak protezy.

– Nie życzę sobie, aby pan mówił mi po imieniu – Anwaldt przestał się śmiać. – Dlaczego nie powiedział mi pan o wszystkim na początku?

Перейти на страницу:

Похожие книги

Фронтовик стреляет наповал
Фронтовик стреляет наповал

НОВЫЙ убойный боевик от автора бестселлера «Фронтовик. Без пощады!».Новые расследования операфронтовика по прозвищу Стрелок.Вернувшись домой после Победы, бывший войсковой разведчик объявляет войну бандитам и убийцам.Он всегда стреляет на поражение.Он «мочит» урок без угрызений совести.Он сражается против уголовников, как против гитлеровцев на фронте, – без пощады, без срока давности, без дурацкого «милосердия».Это наш «самый гуманный суд» дает за ограбление всего 3 года, за изнасилование – 5 лет, за убийство – от 3 до 10. А у ФРОНТОВИКА один закон: «Собакам – собачья смерть!»Его крупнокалиберный лендлизовский «Кольт» не знает промаха!Его надежный «Наган» не дает осечек!Его наградной ТТ бьет наповал!

Юрий Григорьевич Корчевский

Детективы / Исторический детектив / Крутой детектив