Читаем Śmierć w Breslau полностью

Ale radca opacznie zrozumiał ten mały dowód zaufania. Już cisnęły mu się na usta pytania o ewentualnego narzeczonego, zaproszenia na obiad lub kolację, kiedy dostrzegł ciemną plamę rozlewającą się na spodniach Friedlandera.

— Tak się często dzieje podczas lub po ataku — Lea szybko wsunęła ceratę pod uda i pośladki ojca. Beżowa sukienka napięła się na biodrach, smukłe łydki były fascynującą zapowiedzią dalszej części.

Mock spojrzał jeszcze raz na śpiącego handlarza i przypomniał sobie, po co tutaj przyszedł.

— Kiedy pani ojciec dojdzie do siebie? Chciałbym go przesłuchać.

— Za godzinę.

— A może pani potrafi mi pomóc — od stróża dowiedziałem się, że pracuje pani w sklepie ojca. Czy można u was kupić skorpiona?

— Ojciec dawno sprowadził kilka skorpionów za pośrednictwem pewnej greckiej firmy z Berlina.

— Co to znaczy dawno?

— Trzy, cztery lata temu.

— Kto je zamówił?

— Nie pamiętam. Trzeba sprawdzić w fakturach.

— Pamięta pani nazwę tej firmy?

— Nie… Wiem, że jest to firma berlińska.

Mock wszedł za nią do kantoru. Kiedy Lea przeglądała potężne, granatowe segregatory, zadał jej jeszcze jedno pytanie:

— Czy u państwa nie było w ostatnich dniach żadnego innego policjanta oprócz mnie?

— Stróż Kempsky mówił, że był wczoraj ktoś z policji. Nie było nas w domu przed południem. Zaprowadziłam ojca na badania kontrolne do Szpitala Żydowskiego na Menzelstrasse.

— Jak się nazywa lekarz ojca?

Doktor Hermann Weinsberg. O, mam tę fakturę. Trzy skorpiony dla barona von Kópperlingka sprowadziła we wrześniu trzydziestego roku berlińska firma Kekridis i Synowie. Bardzo pana proszę — spojrzała błagalnie na Mocka. — Niech pan przyjdzie za godzinę. Wtedy ojciec dojdzie do siebie…

Mock był wyrozumiały dla pięknych kobiet. Wstał i włożył kapelusz.

— Dziękuję, panno Friedlander. Żałuję, że poznaliśmy się w dość smutnych okolicznościach, choć właściwie żadne okoliczności nie są niewłaściwe, gdy poznaje się tak piękną dziewczynę.

Dworne pożegnanie Mocka nie zrobiło na Lei najmniejszego wrażenia. Usiadła ciężko na tapczanie. Mijały minuty, głośno tykał zegar. Usłyszała szmer dobiegający z sąsiedniego pokoju, gdzie leżał ojciec. Weszła tam ze sztucznym uśmiechem.

— Och, jak szybko papa się przebudził. To bardzo dobrze. Mogę pójść do Reginy Weiss?

Isidor Friedlander wylęknionym wzrokiem spojrzał na córkę: — Proszę cię, nie chodź… Nie zostawiaj mnie samego…

Lea myślała o chorym ojcu, o Reginie Weiss, z którą miała iść do kina „Deli” na nowy film z Clarkiem Gable’em, o wszystkich mężczyznach, którzy rozbierali ją wzrokiem, o beznadziejnie zakochanym w niej doktorze Weinsbergu i o piskach świnek morskich w ciemnym, wilgotnym sklepie.

Ktoś walił mocno w drzwi. Friedlander zasłaniając połami chałata plamę na spodniach wyszedł do drugiego pokoju. Drżał i zataczał się.

Lea objęła go ramieniem.

— Niech się papa nie boi, to na pewno dozorca Kempsky.

Isidor Friedlander spojrzał na nią niespokojnie: — Kempsky jest ostatnim chamem, ale nigdy nie wali w drzwi tak mocno.

Miał rację. To nie był dozorca.


Wrocław,

poniedziałek 15 maja 1933 roku. Godzina dziewiąta rano


Eberhard Mock był w poniedziałkowy ranek równie wściekły, jak w sobotni. Przeklinał swoją głupotę i inklinację do zmysłowych Żydówek. Gdyby postępował rutynowo, powinien wezwać kogoś z Prezydium Policji, zabrać Friedlandera do aresztu śledczego na Neue Graupnerstrasse i dokładnie go przesłuchać. Nie postąpił tak jednak.

Uprzejmie zgodził się na prośbę Lei Friedlander o godzinną zwłokę i zamiast działać jak rasowy policjant, przez godzinę przeglądał gazety w gospodzie „Pod Zielonym Polakiem” na Reuschestrasse 64, pił piwo i zajadał specjalność zakładu — wojskowy chleb z pikantnym, siekanym mięsem. Kiedy wrócił po godzinie, zastał wyważone drzwi mieszkania, potworny bałagan i ani śladu lokatorów. Dozorcy nigdzie nie było.

Mock zapalił już dwunastego owego dnia papierosa. Przeczytał jeszcze raz wyniki sekcji zwłok i raport Koblischkego. Nie dowiedział się niczego więcej ponad to, co widział na własne oczy. Nagle przeklął swoje roztargnienie. Przeoczył ważną informację starego wachmistrza kryminalnego: na miejscu zbrodni brakowało bielizny baronówny. Mock podskoczył i wpadł do pokoju wywiadowców. Siedział tam jedynie Smolorz.

— Kurt! — krzyknął. — Proszę sprawdzić alibi wszystkich notowanych fetyszystów.

Zadzwonił telefon: — Dzień dobry — zahuczał tubalny głos Piontka. — Chciałbym się panu zrewanżować i zaprosić pana na obiad do baru Fischera. O drugiej. Mam nowe, ciekawe informacje w sprawie Marietty von der Malten.

— Dobrze — Mock bez słowa kurtuazji odłożył słuchawkę.


Wrocław,

tegoż 15 maja 1933 roku. Godzina druga po południu


Перейти на страницу:

Похожие книги

Шакалы пустыни
Шакалы пустыни

В одной из европейских тюрем скучает милая девушка сложной судьбы и неординарной внешности. Ей поступает предложение поработать на частных лиц и значительно сократить срок заключения. Никакого криминала - мирная археологическая экспедиции. Есть и нюансы: регион и время научных работ засекречены. Впрочем, наша героиня готова к сюрпризам.Итак: Египет, год 1798.Битвы и приключения, мистика и смелые научные эксперименты, чарующие ароматы арабских ночей, верблюдов и дымного пороха. Мертвецы древнего Каира, призраки Долины Царей, мудрые шакалы пустынь:. Все это будет и неизвестно чем закончится.Примечания автора:Книга цикла <Кошка сама по себе>, рассказывающем о кратких периодах относительно мирной жизни некой Катрин Мезиной-Кольт. Особой связи с предыдущими и последующими событиями данная книга не имеет, можно читать отдельно. По сути, это история одной экспедиции.

Юрий Валин , Юрий Павлович Валин

Фантастика / Приключения / Неотсортированное / Самиздат, сетевая литература / Боевая фантастика / Попаданцы