– Marynarka wojenna była głównym czynnikiem, dzięki któremu władze światów Syndykatu panowały nad swoimi terytoriami. Jeśli ktoś był zbyt niezależny, mógł się spodziewać rychłego przybycia okrętów wojennych, które wymuszały bezwzględne posłuszeństwo wobec decyzji Rady Najwyższej. Im więcej okrętów niszczymy w walce, tym więcej swobody dajemy lokalnym przywódcom, takim jak ta kobieta.
– Ale w tamtej flocie służą jej ziomkowie. – Desjani zwróciła się do Geary’ego. – To, że zachęca nas do walki przeciwko nim, powinno mieć wpływ na naszą ocenę jej osoby.
Rione zaprzeczyła, kierując swoje słowa także prosto do komandora.
– Systemy gwiezdne, które ominął hipernet, zapewne wysyłają o wiele mniej ludzi na służbę w marynarce, w miarę upływu czasu maleje w nich też poczucie przywiązania do światów Syndykatu.
Geary odwrócił się do Desjani i w tym momencie zdał sobie sprawę, że obie kobiety mówią wyłącznie do niego, ignorując się wzajemnie, jakby znajdowały się w osobnych pomieszczeniach i miały możliwość komunikacji tylko z nim. Desjani wzruszyła ramionami.
– Syndyczka, którą widzieliśmy, jest politykiem, a ludzie jej pokroju, jak sądzę, nie mają zbyt wielu wyrzutów sumienia, poświęcając życie własnych żołnierzy.
Widział, że Wiktoria zacisnęła zęby, ale nadal nie spojrzała na Desjani.
– Powiedziałam panu, co o tym sądzę, kapitanie Geary. A teraz, jeśli pan pozwoli, mam też inne sprawy do załatwienia. – Odwróciła się i opuściła mostek.
Geary przycisnął do czoła opuszki palców lewej dłoni, starając się powstrzymać tym gestem narastający ból głowy.
– Kapitanie Desjani – powiedział tak cicho, by nikt oprócz niej tego nie usłyszał – będę wdzięczny, jeśli zaprzestanie pani otwartej walki ze współprezydent Rione.
– Otwartej walki? – odparła Desjani równie ściszonym głosem. – Nie rozumiem, sir.
Spojrzał na nią groźnie, ale zauważył, że zerka w jego stronę, naprawdę nic nie rozumiejąc.
– Nie zamierzam wdawać się w szczegóły.
– Obawiam się, że będzie pan musiał, sir.
Desjani mogła wierzyć, że prowadzi go żywe światło gwiazd, jeśli chodziło o sprawy związane z dowodzeniem, ale w wypadku relacji z Rione miała z pewnością odmienne zdanie.
– Proszę się zachowywać, jakby znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co pani.
– Ale jej tu nie ma, sir. Właśnie opuściła mostek.
– Czy pani kpi ze mnie, kapitanie?
– Nie, sir. Nigdy bym sobie na to nie pozwoliła – odpowiedziała absolutnie serio. Na tyle, na ile ją znał.
Czas zakończyć to starcie. Nie mógł zagłębiać się w szczegóły, nie wpadając przy tym w gniew, a to nie uszłoby uwagi reszty załogantów przebywających aktualnie na mostku, czego zdecydowanie wolał uniknąć.
– Dziękuję, kapitanie Desjani. Cieszy mnie, że to słyszę. Wystarczy mi kłopotów.
Desjani wyglądała na lekko zmartwioną, gdy opuszczał mostek, by dogonić Wiktorię. Miał nadzieję, że będzie posiadała kilka nowych informacji, i chciał zadać jej jedno ważne pytanie. Nie szła zbyt szybko, dlatego udało mu się dogonić ją w połowie korytarza.
– Powiedz mi prawdę – zażądał. – Czy z Sojuszem też jest tak źle?
– Dlaczego pytasz? – Ton Rione był obojętny jak zawsze.
– Ponieważ nie wyglądałaś na zachwyconą, gdy dowiedziałaś się, że u Syndyków jest równie źle. Twierdziłaś kiedyś, że armia Sojuszu jest niezadowolona z rządu, że wszyscy są już zmęczeni tą wojną, ale czy u nas jest tak samo źle jak u Syndyków? Czy Sojuszowi grozi rozpad?
Rione zatrzymała się ze wzrokiem wbitym w pokład i skinęła głową, nie podnosząc głowy.
– Sto lat wojny, John. Nie pokonaliśmy ich, oni też nie zdołali wygrać, ale obie strony wykrwawiły się niemal na śmierć.
– To dlatego wybrałaś się z flotą na tę wyprawę? Nie chodziło tylko o to, że admirał Błoch może chcieć ogłosić się dyktatorem, ale również o to, że jeśli wygra, wymęczony naród podąży za nim, ponieważ utracił wiarę w sens Sojuszu?
– Bloch nie mógł wygrać – oświadczyła ze spokojem w głosie Rione. – Zginąłby, gdyby spróbował.
– Zabiłabyś go. – Skinęła głową. – Bloch musiał wiedzieć, że byłabyś do tego zdolna. Chyba zabezpieczył się na taką okoliczność.
– Zabezpieczył się – leciutki uśmiech zagościł na moment na ustach Wiktorii – ale niewystarczająco dobrze.
Geary spojrzał na nią zdumiony.
– A co wtedy stałoby się z tobą?
– Nie jestem pewna. Zresztą to nie miałoby żadnego znaczenia. Liczyło się tylko powstrzymanie dyktatora.
Nie dostrzegał w jej postawie żadnej kpiny ani nieszczerości. To były jej prawdziwe myśli.
– Zginęłabyś, byle zyskać pewność, że i on nie przeżyje. Wiktorio, czasem przerażasz mnie jak cholera.
– Czasami sama siebie przerażam jak cholera. – Nadal zdawała się mówić poważnie. – Mówiłam ci o tym, John. Uważałam, że człowiek, którego kochałam, poległ
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym na samym początku?
Rione długo wpatrywała się w niego, zanim odpowiedziała: