Wszystkie okręty Sojuszu wykonywały pośpieszne zwroty i wyhamowywały, używając głównych silników, jakby nie chciały pozostawić za daleko w tyle niezwykle ważnych dla przetrwania floty jednostek pomocniczych, i zajmowały powoli wyznaczone pozycje w szyku, który Geary ochrzcił w myślach mianem Wielkiej Obrzydliwej Kuli. Teraz, gdy wszystko znajdowało się pod kontrolą, syndycki pościg wciąż się nie pojawił w systemie, a najbliższe okręty wroga znajdowały się w odległości godziny świetlnej, na dodatek zwiewając gdzie pieprz rośnie przed flotą Sojuszu, Geary uległ pokusie i przełączył się na tryb wizyjny jednego z oficerów korpusu desantowego znajdującego się na pokładzie
Wahadłowce floty przycumowały nie tylko przy wszystkich ocalałych śluzach powietrznych i dokach
Komandosi Sojuszu poruszali się ostrożnie, skanując otoczenie w poszukiwaniu pułapek, z bronią gotową do strzału mijali kolejne załomy korytarzy, wciąż jednak posuwając się w głąb noszącego ślady zniszczeń przedziału. Na razie nie natrafiono na żadnego nieprzyjaciela i nie wykryto żadnych pułapek, ale to wcale nie uspokajało żołnierzy, wręcz przeciwnie, robili się coraz bardziej nerwowi. W polu widzenia pojawił się kolejny właz, tym razem zamknięty. Komandosi zatrzymali się, większość przyjęła pozycje obronne z uniesioną bronią, podczas gdy jeden z nich założył na zamek niewielki ładunek wybuchowy, a potem go odpalił.
– Żadnych granatów ogłuszających – warknął ktoś na kanale komunikacyjnym komandosów.
– Ale sierżancie, tam mogą…
– Po drugiej stronie tego włazu mogą być nasi jeńcy wojenni, a nie wiemy nawet, w jakim są stanie. Przecież granat hukowy może ich zabić. Strzelacie tylko do widocznych celów i po potwierdzeniu identyfikacji. Osobiście zastrzelę każdą sukę albo suczego syna, który wpakuje kulkę jeńcowi. Zrozumiano?
Odpowiedział mu chór głosów.
Jeden z komandosów ujął dźwignię włazu i otworzył pokrywę na całą szerokość, pozostali natychmiast wymierzyli broń w otwór.
Przez moment Geary obawiał się, że w pomieszczeniu za włazem znajduje się wyłącznie masa martwych ciał jego marynarzy, ale już po chwili dostrzegł przerażone spojrzenia ludzi spoglądających w stronę włazu, w których zaraz pojawiło się niedowierzanie, gdy zaczęli rozpoznawać charakterystyczne kształty pancerzy komandosów Sojuszu.
– Ależ tu cuchnie – zameldował porucznik. – Mamy za wysokie stężenie dwutlenku węgla.
– Wyprowadźcie ich jak najszybciej – natychmiast otrzymał odpowiedź. – Trzeci pluton rozwinął rękaw ewakuacyjny pomiędzy najbliższą Śluzą powietrzną a wahadłowcem. Zabierzcie ich tam.
Na mundurach jeńców widniały insygnia wielu okrętów. W pierwszych szeregach stało wielu marynarzy z
– Pierwsza drużyna! Rozmieścić ludzi wzdłuż korytarza, żeby mi nikt z jeńców się nie zgubił, i popędźcie ich trochę!
Mężczyzna w stopniu mata, z ręką na prowizorycznym temblaku, zatrzymał się w otworze włazu.
– Po raz pierwszy cieszę się na widok komandosa – wyszeptał. – Chłopie, ale bym cię ucałował.
– Ja tam wolę dziewczyny – odparł żołnierz. – Spróbuj z moim kumplem, tym na końcu korytarza, ale ruchy na sprzęcie!
Kolejna wiadomość z systemu komunikacyjnego.
– Poruczniku, znaleźliśmy następne pomieszczenie kawałek dalej. Tutaj też jest pełno szczurów przestrzeni.
– Wyprowadźcie ich tą samą drogą do rękawa, ale migiem! Ruchy, ruchy, ruchy!
Geary przerwał połączenie, z przyjemnością popatrzyłby na dalszą część akcji, ale miał ważniejsze sprawy na głowie. Wychwycił pytające spojrzenie Desjani i skinął głową.
– Komandosi wyprowadzają naszych z
– Dobrze… – Desjani nie odrywała wzroku od własnego ekranu. – Eskadra pomocnicza właśnie zbliża się do syndyckich remontowców.
Wielkie okręty pomocnicze cumowały przy syndyckich latających warsztatach naprawczych, ustawiając się dokładnie nad nimi i wypuszczając z dna i burt pęki grubych przewodów transmisyjnych. Okręty Sojuszu wyglądały teraz jak gigantyczne istoty, które zamierzają pochwycić w tańcu godowym jeszcze większych od siebie partnerów. Po części takie porównanie nie mijało się z prawdą.