– Czy podjęła pani działania, które mogły skutkować uszkodzeniem któregoś z okrętów Sojuszu?
– Nie.
– A czy wie pani o kimś, kto planował bądź dopuścił się takich czynów?
– Pośrednio. Podejrzewam kilka osób, które mogą być zamieszane w tę sprawę.
Geary zamilkł. Starając się wymyślić kolejne pytanie, spojrzał na porucznika Igera. Ten skinął głową, oblizał nerwowo wargi i odezwał się wyważonym głosem zawodowego przesłuchującego:
– Pani współprezydent, czy poinformowałaby pani niezwłocznie odpowiednie władze, gdyby pozyskała pani jakiekolwiek dane dotyczące możliwości uszkodzenia jednostek marynarki wojennej lub osób służących w niej albo pracujących dla Sojuszu?
– Tak, poinformowałabym.
– Czy byłaby pani w stanie zniszczyć albo pozwolić na zniszczenie okrętu wojennego Sojuszu?
– Nie.
– Czy byłaby pani w stanie zagrozić życiu którejś z osób przebywających na pokładzie tego okrętu?
– To zależałoby wyłącznie od tego, czy miałabym uzasadnione podstawy sądzić, że osoba ta zagraża sprawie Sojuszu.
Wszystkie wskaźniki wciąż lśniły czystą zielenią. Iger nacisnął kolejny klawisz i powiedział do Geary’ego:
– Sir, według odczytów na wszystkie zadane przez nas pytania udzielono wyłącznie prawdziwych odpowiedzi. Pani współprezydent nie jest może, hmm, zbyt szczęśliwa w tym momencie, ale jest za to przekonana o swojej prawdomówności, a jej odpowiedzi były krótkie i na temat.
Geary długo przyglądał się odczytom. Wszystkie potwierdzały słowa Igera, może z jednym małym wyjątkiem, określenie „nie jest zbyt szczęśliwa” nie oddawało ogromu jej złości, jaki odzwierciedlały urządzenia. Zastanawiał się tylko, ile z tej złości było skierowanej przeciw niemu, ile przeciw Desjani, a ile pozostawało dla wrogów. Wreszcie doprowadziłem Rione do miejsca, w którym mogę się dowiedzieć, co naprawdę czuje. A może powinienem zapytać, jak bardzo była zaangażowana w nasz związek? Czy umiałaby usprawiedliwić ewentualny atak na Tanie Desjani jako na osobę stanowiącą zagrożenie? Nie mógł jednak zadać jej takich pytań. Gdyby padły w obecności porucznika Igera, złamałby warunki umowy, na jakich zgodziła się wejść do sali przesłuchań.
– Dziękuję, poruczniku, Proszę wyprowadzić panią współprezydent. Za kilka godzin zwołuję odprawę dowódców okrętów, chciałbym, aby pan się na niej pojawił.
– Tak jest, sir. – Porucznik wydawał się mocno zakłopotany prośbą. W ciągu ostatnich stu lat odprawy wojskowe powoli zmieniły się w przepełnione polityką narady, zawierano na nich dziwaczne porozumienia, a wyżsi dowódcy wykorzystywali je do gromadzenia wokół siebie grup poparcia ze strony niższych stopniem oficerów. Normalnym ludziom zabroniono na nie wstępu, żeby nie mieli pojęcia o toczących się tam rozgrywkach wśród przełożonych.
– Czy przyjrzał się pan tym sprawom, o które prosiłem? Kwestiom dotyczącym odległych rubieży Syndykatu?
– Tak jest, sir. – Iger znów wyglądał na zmartwionego. – Kim oni są, sir? Ci, którzy zamieszkują przestrzeń za światami Syndykatu?
– Nie mam pojęcia, poruczniku. Odpowiedź na to pytanie znają tylko najwyższe władze Syndykatu. Czy zgadza się pan z moją tezą, że kimkolwiek bądź czymkolwiek są te istoty, stoją za wrogim aktem skierowanym przeciw naszej flocie?
– Tak jest, sir – powtórzył Iger. – Tylko oni mogą być odpowiedzialni za przekierowanie wielkiej syndyckiej floty na Lakotę. Ale dlaczego to zrobili, sir?
– Nie wiemy, a raczej nie jesteśmy w stanie zrozumieć dlaczego. Ale na zdrowy rozsądek wydaje się, że zależy im na utrzymaniu ludzkości w stanie nieustannej wojny. Stąd ich obawa, że syndycki klucz hipernetowy po trafieniu w ręce Sojuszu da nam decydującą przewagę. Ale to tylko przypuszczenia. – Iger kiwał głową bez entuzjazmu. – Nie to jednak będzie tematem odprawy i chciałbym, aby pan na razie nie mówił nikomu o istnieniu Obcych. Proszę nie zapominać o tej sprawie nawet na moment i gromadzić, a także analizować wszystkie materiały wywiadu mające albo mogące mieć związek z ewentualnym zagrożeniem z ich strony.
– Rozumiem, sir.
Gdy Rione dołączyła do nich, porucznik Iger odprowadził oboje aż do włazu zewnętrznego sekcji, gdzie przygaszone światła i kompletny brak ruchu dobitnie świadczyły, że do rozpoczęcia pokładowego dnia wciąż pozostawało kilka godzin. Rione poczekała, aż zostali sami, i zadała Geary’emu jedno pytanie głosem tak cichym, że ledwie słyszał jej słowa.
– Kto mnie wrobił?
– Jeśli się tego dowiemy, będziemy mieli także sprawców zawirusowania napędów.
– Niekoniecznie. To mogły być dwie zupełnie różne akcje. Znam wasz sposób myślenia. Nie tylko ja na tym okręcie potrafię się kierować zazdrością.
Dopiero po chwili zrozumiał, do czego zmierzała Wiktoria.
– Kapitan Desjani nie zrobiłaby czegoś takiego.
– Cieszy mnie, że masz do niej tak wielkie zaufanie.
Geary spojrzał na nią groźnie.
– Tania Desjani to bardzo prostolinijna kobieta. Gdyby chciała cię skrzywdzić, po prostu dopadłaby cię i sprała. Stanęłaby z tobą twarzą w twarz. Przebywasz na tym okręcie wystarczająco długo, żeby to wiedzieć.